poniedziałek, 31 marca 2014

IV. witam, jestem nikita.

Za dużo kukurydzy, nie dogotowany ryż,  ot taka ze mne kucharka nijaka, ale próbuję no cholera, trzeba próbować.
Smacznego.
he he.
Życie szasta mną po brudnych kątach, czuję moc, tracę podłożę, biję czołem w ścianę.
Po prostu żyć.

niedziela, 30 marca 2014

III. Ciepłe błotko i wiosenne słoneczko.

Co czuję, nie wiem, może trochę mi się kręci w głowie ale to nic nowego.
Wtłaczam w siebie miazge obojętności, żeby tylko jakoś przetrwać i przeżyć.
Zawsze tak sobie mówiłam; musisz to tylko przeżyć. Cała sztuka jest w cierpliwym życiu, i pozwoleniu aby to całe niewygodne zło po prostu przeminęło.
Cały sęk w tym, że pośród setek cech, które posiadam, cierpliwość niestety się nie znajduje.
Co czuję więc,
Boję się jak nigdy, boję się swoich myśli, uczuć, emocji, boję się swoich słabości i tych stron wmurowanych w mój charakter.
Boję się trochę być i trochę zniknąć, boję się podejmowania decyzji, które są ważące dla mojej i twojej przyszłości.

Jutro mam kolokwium potem następne, kolejne,  boję sie ze się tym nie przejmuję chociaż powinnam, zbieram myśli i tylko czuję jak biegną tworząc niekończący sie kołowrotek. Staram się patrzeć i myśleć ale ciągle to ucieka i jest tylko jakaś bezmyślna masa splątanych krzyków.

Zagmatwanie  duszy, przyszłość jest tylko grubą warstwą nicości.
Oddałabym jutrzejszy obiad by znać przyszłość. A nie, ha, ha nie mam na jutro obiadu jestem zbyt leniwa i za mało utalentowana by gotować, jestem nawet za mało utalentowana by jakos w miare poprawnie żyć nie namnażając sobie tylko problemów.
Może kiedyś o tym napisze, jak żyć nie namnażając sobie problemów, bo w końcu od tego jestem, urodziłam się by radzić innym w sprawach, które dla mnie są nie do rozwiązania.
Pozdrawiam cieplutko i radośnie.


niedziela, 23 marca 2014

II. O obietnicach, o syndromie picia dnia następnego i o studiach głupoty.

Cóż za piękny dzień. Pan Kac mnie dzisiaj odwiedził i siedział od rana i zapewne nie wyjdzie dopóki, dopóty nie odpłynę w słodką, błogą krainę snu. ( obiecuję, obiecuję że alkoholu już nie tknę.) Naiwnie żrę pomarańczę i wierzę, chcę wierzyć że witamina C zabierze ode mnie tego paskudnego gościa, wierzę tak bo za grosz nie rozumiem chemii i biologi mimo intensywnej nauce czasów gimnazjum i liceum nie wiem, co potrzeba mojej poharatanej wątrobie aby choć w małej części odzyskała witalność. I dlatego ufam kopalni zaufanej wiedzy czyli internetom.
Tak, pomyślicie,  szalone pełne niespodzianek życie studenckie. Co weekendowe wypady na miasto, z dreszczykiem, emocji przyjmując na klatę każde nowe, zaskakujące swą niecodziennością wyzwanie, poznawanie tysiąca nowych ludzi, palenie fajek i picie wódki bez oporu i bez pieniędzy oczywiście, bo studenci nie mają pieniędzy ale mają wódkę, tak! Przypadkowi faceci, przypadkowe kobiety, przypadkowe powroty nad ranem z podkowami od rozmazanego tuszu pod oczami, milion wspomnień i zdjęć, które wieszam na ścianach spinaczami do prania... tak, to zdecydowanie studia. Zero nauki, po co komu nauka na studiach? Przecież na studiach jest tak mało zajęć a tak dużo czasu wolnego, przecież studia to pieprzony amerykański film, codziennie impreza, uczelnia dba o nasz rozwój w sferze zarówno duchowej jak i fizycznej a także na wielorakich płaszczyznach towarzyskich na przykład, nie pozwala na brak czasu dla znajomych,  uczelnia wszystkimi swoimi kolorowymi ścianami krzyczy NIE dla ludzi, którzy za dużo siedzą nad książkami i nie mają czasu nawet odwiedzić swoich bratanków i innych siostrzenic mieszkających piętro wyżej czy na przykład konają po całym tygodniu zajęć i nawet nie mogą odpocząć na weekendzie.
Oczywiście cały cynizm tej notki wynika z mojego stanu dzisiejszego, mianowicie stanu złości i tupania nóżkami bo tak bardzo mi się nie chcę a jednak muszę. Nie zrażajcie sie, studiowanie jest naprawdę całkiem no bardzo nawet albo może tak przynajmniej w sporej części fajne.
Tak, pozdrawiam serdecznie z wydziału anglistyki, jutro poniedziałek chciałam zakomunikować, odwalcie się od niego, on nic wam nie zrobił.
Pozdrawiam cieplutko, ciumaski.

sobota, 22 marca 2014

I. Na początek dobry miszmasz.

Odczuwam poważną potrzebę pisania. Nie żartuję, słyszałam od zaufanych informatorów, że od takich rzeczy jak niewyżycie twórcze można stracić oko albo i oba.
Przez dosłownie sekundę prowadziłam  bloga, gdzie komentowała rzeczywistość jednak brak czasu i jakotakie ogranicznie narzucone sobie przez samą mnie co do tematyki nie dawało mi na dłuższa metę satysfakcji dlatego wylądowałam tutaj.
Co tutaj będzie, no więc wielki miszmasz, groch z kapsuta i kisiel z budyniem, mam zamiar tu się żalić, wypłakiwać, rozważać, krzyczeć, tupać i pisać niezrozumiałe głupoty świata mojego.
Na razie nie jestem ukierunkowana, wedle potrzeby będę tu skomleć więc nie spodziewajcie się niczego super ambitnego ani twórczego, będę po prostu przelewać swoje uczucia prosto ze rozharatanej wątroby w sam środek sterylnych postów.
Nie mam imienia ale za to mam lata, które zaokrąglą się 8 kwietnia bieżącego roku w idealne 20. Nie mam konkretnych marzeń, moje wszelkie marzenia są bardzo przyziemne, chcę ukończyć anglistykę i jakoś poradzić sobie z życiem.
Wczoraj, 21 III straciłam kogos bardzo ważnego i mam pieprzony mętlik w głowie.
Dziękuję za uwagę,
Jutro napiszę coś konkretniejszego.
Muszę poszukać głowy najpierw.
Żegnam.