Co czuję, nie wiem, może trochę mi się kręci w głowie ale to nic nowego.
Wtłaczam w siebie miazge obojętności, żeby tylko jakoś przetrwać i przeżyć.
Zawsze tak sobie mówiłam; musisz to tylko przeżyć. Cała sztuka jest w cierpliwym życiu, i pozwoleniu aby to całe niewygodne zło po prostu przeminęło.
Cały sęk w tym, że pośród setek cech, które posiadam, cierpliwość niestety się nie znajduje.
Co czuję więc,
Boję się jak nigdy, boję się swoich myśli, uczuć, emocji, boję się swoich słabości i tych stron wmurowanych w mój charakter.
Boję się trochę być i trochę zniknąć, boję się podejmowania decyzji, które są ważące dla mojej i twojej przyszłości.
Jutro mam kolokwium potem następne, kolejne, boję sie ze się tym nie przejmuję chociaż powinnam, zbieram myśli i tylko czuję jak biegną tworząc niekończący sie kołowrotek. Staram się patrzeć i myśleć ale ciągle to ucieka i jest tylko jakaś bezmyślna masa splątanych krzyków.
Zagmatwanie duszy, przyszłość jest tylko grubą warstwą nicości.
Oddałabym jutrzejszy obiad by znać przyszłość. A nie, ha, ha nie mam na jutro obiadu jestem zbyt leniwa i za mało utalentowana by gotować, jestem nawet za mało utalentowana by jakos w miare poprawnie żyć nie namnażając sobie tylko problemów.
Może kiedyś o tym napisze, jak żyć nie namnażając sobie problemów, bo w końcu od tego jestem, urodziłam się by radzić innym w sprawach, które dla mnie są nie do rozwiązania.
Pozdrawiam cieplutko i radośnie.